21 kwietnia 2018



Na początku marca, stęskniony za słońcem i aurą wiosenną, nie zastanawiając się zbyt długo kupiłem bilety aby polecieć na 5 dni do Barcelony.  Od kiedy zacząłem się uczyć języka hiszpańskiego i poznawać bliżej kulturę półwyspu Iberyjskiego, bardzo chciałem odwiedzić Barcelonę, stolicę słonecznej Katalonii. Jak to bywa, gdy marzenie ma się zrealizować - z każdym dniem fascynacja wyjazdem była coraz to większa. W związku z czym spakowałem walizkę 3 dni przed wylotem, co jest dla mnie nie lada wyczynem, bo przecież trudno zdecydować co ze sobą zabrać. Na szczęście przygotowałem się w dziesiątkę, gdyż mimo wysokich temperatur w Barcelonie wiał dość chłodny wiatr i noszenie szalika było obowiązkowe. Po wylądowaniu, pierwsze na co miałem ochotę, to jak najszybciej zostawić rzeczy w mieszkaniu i ruszyć na plażę (mimo, że było około północy). Widok Morza Belearskiego i palm spełnił moje oczekiwania. To było dokładnie to, czego od dawna potrzebowałem.